Alex utknął w drodze na inwentaryzację. Złapał gumę w motocyklu. Zaczęliśmy bez niego, przyplątał się też zastępca Alexa, który miał nam pomóc w inwentaryzacji. Widząc tempo z jakim notuje numery seryjne urządzeń, złapałem się za głowę a potem za laptopa. Koło jedenastej w arkuszu kalkulacyjnym osiągnąłem wiersz 115 i dość duże zlasowanie mózgu. Nasz pomocnik zapytał, czy może nam przysłać arkusz w takim formacie, w jakim notuje wszystko. Jasne, dawaj. W ten sposób stałem się posiadaczem wielkiego pliku, w którym zanotowane są wszystkie wydatki stacji od początku istnienia.

Największym zaskoczeniem była dla mnie wielkość miksera. DM-3200 z ledwością mieści się na stole, a po dokręceniu mostka z miernikami VU robi się z tego fajny mebel. Mówiąc o meblach, kolejna godzina zeszła na wytłumaczeniu stolarzowi, jakiego rodzaju mebel musi przygotować pod ten mikser.
– Jaka wysokość? -pyta stolarz.
– Osiemdziesiąt centymetrów – odpowiadamy.
– Tylko?
– Tak, tyle powinno być, jak się na to postawi mikser, to wyjdzie w sumie ponad metr, czyli dojdzie do szyby.
– OK, lepiej to zmierzmy – powiada szef techniki – przystawmy mikser do szyby i zmierzmy wszystko od jego dołu do podłogi, to będziemy wiedzieć ile musi mieć stół.
– Osiemdziesiąt centymetrów – zaczynam cedzić przez zęby.
– Nie, chodzi mi o to, żeby dopasować wysokość stołu do miksera – wrzuca techniczny.
– Osiemdziesiąt centymetrów jest po to, żeby można było przy tym wygodnie usiąść na obrotowym fotelu – wyjaśniam. Jeżeli zrobisz wyższy stół, to będzie niewygodny.
– Zmierzmy.
Czterech chłopa bierze konsoletę, trzyma przy szybie, jeden pakuje się na dół i mierzy. Po chwili mamy wynik.
– Dwie stopy, siedem i pół cala.
– Ile to w centymetrach?
– Osiemdziesiąt.

Mebel do studia będzie gotowy za kilka dni. Czyli w praktyce za 3 tygodnie, czyli po naszym wyjeździe. Przenieśliśmy więc operacje do sali konferencyjnej i tam budujemy studio nagraniowe – a przynajmniej staramy się. Skręciliśmy meble, włożyliśmy część urządzeń, pracujemy nad połączeniem tego z radiowym ekosystemem. Jutro część najstraszliwsza – podłączenie miksera i rozpoczęcie szkoleń z obsługi personelu. Na szczęście nie będę w tym uczestniczył, choć moja misja jest nie mniej straszna. Nauczyć szefa muzycznego programować muzykę. Problem z Mibo jest taki, że podczas poprzedniej wizyty dałem mu listę piosenek jakie ma w bazie do przejrzenia – miał je podzielić na grupy/kategorie. W excelu było kilka tysięcy pozycji. Zaczął w poniedziałek, w piątek był przy wierszu numer 56. Mam się tym podobno nie przejmować, bo koleś jest do zwolnienia. Jego miejsce zajmie Lasuba, podobny model. Obaj z Mibo są muzykami i lubią puszczać w radiu swoje piosenki. Lasuba jest bardziej ruchliwy i jakkolwiek nie lubi pracy (kto lubi…), to potrafi się skupić na robocie przez chwilę. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

W obozie wszystko stanęło na głowie. Podczas poprzedniego turnusu siły przy stole wyglądały tak: 5 x USA, 1 x PL, 1 x GB sporadycznie. Teraz mamy: 4 x USA, z czego dwóch pożenionych: jeden z Tajką, drugi z Sudanką (?). Drugi mieszka tu z dzieckiem i szwagierką do tego. Majki Pajki jako zarządca obozu ze swoją dziewczyną z Al Dżaziry, jego kolega Angus, oraz jakiś kolo, do którego dziś przyjechał ojciec. Przy stole brak krzeseł i jest potworne zamieszanie. Potęgują je brits, którzy przejmują kontrolę nad stołem, prowadząc między sobą walkę o to, kto jest najfajniejszy, najmądrzejszy i wie wszystko o świecie. Wygląda to komicznie i ma opłakane skutki dla sprawy integracji – każdy sobie dokłada, dolewa, je i ucieka. Z wyjątkiem Brytyjczyków, zajętych problemem podatku od nieruchomości, który wprowadziła królowa. Przez co bogatsi Anglicy muszą prać pieniądze, bo nie są w stanie udowodnić skarbówce, skąd mają pieniądze na zakup tych posiadłości, co jest skandalem, bo jak można kontrolować do tego stopnia prywatną własność. Pisałem, że znajduję się chwilowo w Sudanie Południowym?