Telefon z niewiadomych przyczyn znowu przestawił się na czas środkowoeuropejski. Miałem wstać rano, żeby uzupełnić wiedzę o programowaniu reklam, ale zamiast tego zmuszony byłem szybko uzupełnić ubiór i udać się na śniadanie. Jak w tym dowcipie o buldogu.
W radiu praca na dwa baty – w gabinecie dyrektora radia (który wziął urlop przed naszym przyjazdem) zainstalowałem się ja z programem do obsługi działu reklam. Jeszcze tylko marketingu nie obrabiałem. „W grafice się k**wa zatrudnię” – aż by się chciało zacytować klasyka. Toporne cholerstwo, ale udało mi się zakończyć dzień wydrukiem faktury dla klienta i playlisty reklamowej dla audiovaulta. Dynia mi paruje.
Za ścianą tymczasem walka z mikserem. Najpierw okazało się, że Audition, którego przywieźliśmy z chomikuja jest źle spakowany. Potem wyszło na jaw, że płyta ze sterownikami karty firewire jest… pusta. Potem kilkanaście telefonów do kraju i konsultacje z właścicielem podobnej konsolety. Konsoletę sprzedano radiu bez interfejsu firewire. To – per analogiam – tak jakby sprzedać komuś kolarzówkę bez manetek do przerzutek. J.M. Prezes przewidział, że będą takie jaja i zabrał interfejs koledze, który ma taką samą konsoletę. Interfejs zostanie w radiu, z czego ucieszył się Keith pełniący obowiązki szefa. Chyba w końcu jakiś sukces, bo byłem tam kwadrans temu i na moje pytanie „how’s going” moi ciemnoskórzy przyjaciele wyszczerzyli zęby i odpowiedzieli: „szisko działa”.
Jutro czeka mnie starcie z górą lodową, czyli trzy grupy szkoleniowe. Marketing (dwie osoby) musi się nauczyć jak przy pomocy tego urestwa, z którym dziś walczyłem stworzyć bazę klientów, kampanii, zleceń i spotów. Informatyk i technicy (trzy sztuki) muszą się nauczyć jak tego nie zepsuć i jak poprawić to co spieprzą marketingowcy. Wreszcie, produkcja (dwóch ludzi) która musi się nauczyć jak czytać scenariusze spotów, opisywać je i komunikować się z resztą zespołu. Podobno mam się wyrobić do lanczu.
Skoro o lanczu – przy posiłku rozmawialiśmy o zarobkach. Przeciętna tutejsza oscyluje wokół 400 dolarów. Nie dotyczy osób na stołkach rządowych (do kilkunastu tysięcy dolarów miesięcznie) oraz… zatrudnionych przez NGO. Zdziwiłem się, kiedy powiedziano nam, że nasz obozowy kucharz rzucił robotę w hotelu w Ugandzie. Zdziwienie minęło, kiedy okazało się, że wyciąga tu do 1500 miesięcznie. Zaczynam rozważać zakup dużej ilości sosu sojowego lub innego barwnika do skóry.
Na poniedziałek mam wyznaczone szkolenie z programowania muzyki przyszłego muzycznego. Keith ostrzegł mnie, że amigo ciężko kapuje po angielsku. Można ciężej ode mnie? Doświadczyłem tego już w trzeciej minucie rozmowy z koleżką. Kiedy nakreśliłem już, że będzie zajmował się programowaniem muzyki i czeka go mnóstwo roboty w komputerze, powiedział, że to nie problem, komputerów się nie boi, pracował z Pro Toolsem. OK, skoro tak, to faktycznie jest kumaty – pomyślałem, lecz gostek sprowadził mnie na ziemię pytając o keyboard. – Keyboard? – No wiesz, tak jak pianino, białe i czarne klawisze, podłączasz do komputera i możesz programować muzykę.
Coś mi mówi, że wieczorem będzie padać. Chętnie przyjrzę się temu z bufetu.