Rano w krzynce pocztowej dwie wiadomości: jedna zapowiadała niezłą zabawę, a druga okazała się nieoczekiwaną kontynuacją przygody.
Tsang, który odpowiada tu za szkolenia, rozesłał zaproszenie na wieczór quizów. Zasady są proste – trzyosobowe drużyny odpowiadają na pytania przygotowane przez zwycięzców poprzedniego odcinka. W poprzednim odcinku, o czym się wiedziałem, zwyciężyła grupa „Komunistas” pod kierownictwem Krystiana i Agneski. To oni zadawali pytania.
Trzeba przyznać, że quiz z rozmachem. Wszyscy dostali ładne kartki do odpowiedzi na kolejne rundy, podzielone na różne kategorie. I tak, najpierw konkurencja dotycząca smaków. Agneska poroznosiła próbki płynu, pytanie: rozpoznaj piwo. Potem batoniki w kawałkach, przyprawy z kuchni itd. Podsumowanie punktów i wygrywa grupa o wdzięcznej nazwie „Dzięwczęta z Dżuby” pod dowództwem tutejszego Dyrasa o wdzięcznymi imieniu Akiki.
Potem konkurencja dotyczyła rozpoznawania logo – trochę mnie zdziwiło, że nikt nie znał biohazard, ale za to wszyscy znali bp. Przewodnictwo objęła drużyna „Googletek”, więc przestałem się przyglądać i wsparłem ekipę „Majongas”, pod dowództwem spoko kolesia Tomasa, szefa IT w radiu. W następnej rundzie, gdzie trzeba było odpowiadać na tematy dotyczące Afryki zdobyliśmy 18 punktów, m.in. za wymienienie wszystkich stanów Sudanu Płd. Potem było jeszcze śmieszniej, bo ze zdjęć trzeba było rozpoznać stolice krajów. Rozpoznanie Hawany i Sztokholmu pozwoliło na wygranie tego pojedynku. Za tydzień to my zadajemy pytania. Tomas z urlopu, a ja z domu…
Poranna poczta przyniosła także maila o opóźnieniu mojego lotu. Pół godziny. Popołudniu telefon z biletowni – lot został odwołany. Poprosiłem o przebukowanie na kolejny wolny dzień i w tym momencie przyszła szefowa zapytać mnie, czy nie zechciałbym zostać jeden dzień dłużej, bo może przydałoby się poświęcić więcej czasu na szkolenie anteny. Jakby to powiedzieć…
W lodówce pojawił się White Bull, zadając tym samym kłam opowieściom chłopców z radia. Twierdzą, że marka straciła szacunek u ludzi pracy. – WB jest tak słaby, że wożą go daleko na wieś, bo nikt tu go nie pija – zeznał Alue, tutejszy „IT Officer”.
Kiedy byłem na wycieczce w browarze, jego właściciele wszystko pakowali w szklane butelki. Fajnie było napić się oranżady ze szkła. Testowali linię do butelek z plastiku. W ciągu trzech lat plastikowa zaraza opanowała Dżubę. Do tego stopnia, że pół miasta wygląda jak dzikie wysypisko. Nawet cmentarz zaczęto w tym tygodniu grodzić wysokim murem. błękitne butelki zaczęły górować nad krzyżami.