Laski skaczą na densflorze, a z głośników bumboksa nakurza Example. Witamy na walentynkowym przyjęciu u Karoliny.
Na imprezę wyciągnęli mnie Christian i Agnieszka aka Krystian i Agneska. Miejsce: jeden z domków. Gospodyni wsunęła wyro do kąta, wystawiła cały alk jaki posiadała, a na taras wyniosła radiomagnetofon. Regularna domówka z elementami oczepin z filmu „Wesele”.
Przespawszy łącznie z sześć godzin w ciągu ostatnich 48, nie miałem zbytniej ochoty, żeby zniszczyć się i umierać na szkoleniu. – Nie pijesz? – Kiedyś pijałem… Zebrani popatrzyli z szacunkiem: a więc koleś swoje w życiu wypił, ale jak Pezet, przesadził kiedyś z tym. Kiedy jestem zmęczony, bywam wiarygodny.
Krystian udał się do wodopoju, więc miałem okazję zamienić słowo z Michelle, która jest organizatorką mojej pielgrzymki. Agneska zaś zaczęła opowiadać o swojej pracy. Kręci się tu przy różnych organizacjach, których celem jest poprawa statusu edukacyjnego miejscowych. 73% mieszkańców Sudanu Płd. (najnowsze dane) nie potrafi czytać ani pisać. Nauczyciele (to jest hardkor) bywa że mają certyfikat poświadczający te umiejętności, ale książkę ostatni raz widzieli dekadę temu. Nie lepiej jest z matematyką – obliczenie w słupku 10+5+3 dało radę tylko kilka procent spośród tych, którzy zdecydowali się wypełnić test. Przed oczami stanął mi natychmiast Dżon tłumaczący pomysł na audycję, w której ktoś regularnie prosił nauczyciela, żeby wytarł tablicę. Przez radio uczono nauczycieli, jak mają uczyć pisania i czytania dzieci. Podobno był to wielki sukces edukacyjny, choć trudno rozpatrywać w kategorii sukcesu szkoły, w których na setkę dzieci co roku nie przechodzi do następnej klasy trzydzieścioro.
Znowu się nie wyspałem i pojechałem do radia ledwie żyw. Zaczęła się harówka, 10 godzin opowieści, szkoleń, dyskusji, sprawdzania umiejętności, raport do góry. Presja czasu, bo mam tylko tydzień na ogarnięcie całego koryta jakie mi tu przynieśli. Jutro będzie jeszcze gorzej, bo będę rozmawiał z biurem reklamy starając im się wytłumaczyć dlaczego nie warto mieć sześciu bloków reklamowych w godzinie.
Wygląda na to, że Keith dotrzymał słowa. Odgrażał się, że wytnie nierobom fejsa w pracy. Wyciął, podobnie jak dropboxa, twittera, naszą klasę i picasę. Nie będzie zdjęć, bo i na placu net dzisiaj słabuje.
Wokół mojego kontenera pracuje sieć Wi-Fi zatytułowana „BodaBodaTalk”. Ten sam napis znalazłem w nazwie jednego z plików w napędzanym korbą i energią ze słońca odtwarzaczu mp3 Kładżiego. Zapytałem więc, co to jest to „Boda Boda Talk”. Uśmiechnął się i wyjaśnił, że to szeroko rozpowszechniony sposób na darmową reklamę. Jak nazwa wskazuje, potrzebny jest motocykl w formacie wueski (zazwyczaj jest to jakieś senke) oraz bumboks lub cokolwiek innego – ważne, aby miało duży głośnik. Głośnik stawiamy na motorze, kręcimy gałą do oporu i podłączamy empetrójkę albo wkładamy kasetę z nagranymi anonsami. Prawie jak radio. Prawie jak pirackie. Prawie nie robi tu nikomu różnicy.