Niedziela, łeb napierdziela. Na szczęście nie mnie, choć chyba właśnie zacznie. To miał być ciężki dzień tutaj i w pewnym sensie jest, choć nie w takim w jakim był planowany.
Ciężkiego dnia siedzimy w gabinecie Jona i oglądamy Internet. Jest 16:24. Z nudów przesłuchałem single i używając zdalnego pulpitu wgrałem płytę tygodnia. Oglądam na allegro namioty.
Od rana miały się tu przewalać tabuny ludzi do przeszkolenia. Rano przyszedł amigo z marketingu. Traffic Director. Trzeba przyznać, że jak na directora, jest właściwym człowiekiem na właściwym stanowisku. Raczej nie musi się martwić o swoją posadę, kiedy radio zostanie przekazane nowej organizacji. Za sześć tygodni całą ekipę czeka weryfikacja. Specyfiką tutejszej ludności jest podobno całkowita odporność na hasła typu „zostaną ci, którzy się najbardziej starają”. Z 38 osób zostanie około 15. Reszta była tu przez ponad rok i podobno nie zrobiła kroku w przód.
Dwa seanse z traffic directorem. Po godzinie każdy. Złapał dokładnie o co chodzi, postanowiłem więc zostawić go sam na sam z softwarem. – Proszę, pobaw się teraz programem, a na pewno będziesz miał pytania, ja tymczasem skoczę do kibla. Na wyjściu z kibla złapał mnie Prezes: – Weź pogadaj do sita, muszę coś ustawić. Wyszedłszy po 10 minutach, wróciłem do marketingu. Zamknięte. – Gdzie jest Kenneth? (to imię tego directora). – Kenneth poszedł już do domu. OK, przynajmniej coś zrobił.
– Jedźcie na lunch, poczekam – uspokoił nas koło trzynastej Kładżi. Jak się mieliśmy wkrótce dowiedzieć – poczekał na nas w domu. Swoim domu.
– Nie wiesz, czy Lasuba będzie dzisiaj miał program, bo chyba miał mieć jakoś teraz? – pytam Danisa, tego od Top 20. Lasubę mam szkolić z programowania muzyki.
– Jego program skończył się 10 minut temu, nie przyszedł, nie mam z nim kontaktu, zagrałem za niego. Zajebiście.
– Czy ktoś może nas odwieźć do obozu?
– Kierowca pojechał do domu.
Zajebiście. Keith może. Dzwoń do Keitha.
W telefonie Keitha ktoś mówi po arabsku. Finalnie, pod obóz odwiózł nas Danis swoim przechodzonym kombi. Patrząc na budownictwo dokoła uzmysłowiłem sobie, że jako radiowy DJ, Danis jest nader dobrze ustawiony finansowo jak na swoje dwadzieścia lat. Może sobie pozwolić na samochód. Rówieśnicy dają z buta.
Gdybyśmy mieli prawo jazdy na motocykl, moglibyśmy rozważyć opcję quad. Radio ma małą flotę tychże. W jednym już w środę znaleźliśmy kluczyki. Pali bez problemu, więc przed wyjściem z radia robimy kółka po terenie. – Zrobisz mi zdjęcie? – zapytał Prezes. Zrobię. Kucnąłem, zrobiłem zdjęcie, nie wyszło jak chciałem. Wstałem, żeby poprawić. Przydeptałem pasek. Szarpnęło. Sztuka nówka X100 pofrunęła z moich rąk. Tutaj nie ma piasku, jest ubita gleba i głównie kamienie. Jeden z nich nacisnął spust migawki. Mam wkrótce otrzymać odbitkę tego zdjęcia.
—–
Na kolację były żeberka z grilla. Zwróciłem się więc do sałatki, która codziennie ratowała wieczorny posiłek. W sałatce grillowany kurczak. W odwodzie tylko pieczona tykwa i ssanie łapy.
W pewnym sensie to był ciężki dzień.