Przeklinałem zajęcia ze studentami, ale teraz się w sumie cieszę. Nauczyłem się cierpliwości i tego, by nie irytować się gdy ktoś nie słucha. A to jest tu na porządku dziennym – choć trzeba przyznać, starają się.

Czwartek upłynął pod znakiem reorganizacji całej radiowej bazy. Zgodnie z planem, rzuciłem ideę i czekałem na rozwinięcie. Trwało to co prawda ze 2 godziny, ale moi czterej uczniowie wypracowali sami model pracy, który daje szansę na to, że nie rozwalą tego radia w pół roku przez jakieś głupie operacje całego tu towarzystwa. Najważniejsze jest to, że wymyślili to sami a więc zakumali o co w tych zmianach chodzi a następnie wyartykułowali, co jest im potrzebne. Wcielenie tego w życie też pozostawiłem im samym, co skończyło się katastrofą. Utworzoną regułę zreplikowali w różnych modyfikacjach trzydzieści razy (zgodnie z planem), nadpisując jednak cały czas regułę utworzoną jako pierwszą (facepalm). Nie widziałem tego, bo w tym czasie pożywałem lancz z szefem tego obiektu. Kiedy wróciłem, miałem ochotę zapłakać. Ale wtedy przypomniałem sobie po co tu jestem – spokój, opanowanie, brak miłosierdzia. – Mam złą wiadomość, musicie zrobić to od nowa, tylko rozpiszcie to sobie wcześniej na kartce. Rozczarowanie na twarzach i komentarze „ale z nas głupki”. Kolejne dwie godziny – i zrobili to! Mogłem w glorii i chwale, i pełen dumy z moich uczniów, wrócić do koszar, gdzie zmieniła się kucharka i jedzenie zaczęło być jadalne.
Rano przyszedł czas na rozmowy z newsroomem i anteną, szkolenie jak oszczędzić czas na fajkę używając Audyszyna. Potem czas na zabawy z konsoletą. Jest mega fajniej – teraz można ze studia produkcyjnego prowadzić audycję na żywo, pod spodem nagrywając gościa zza szyby na jeden soft i słuchacza z telefonu na drugim programie. Wszystko na jednej konsolecie, co bardzo roxxx. W międzyczasie przyszła jakaś dziewczyna nagrać paszcze do dźwięków. Jak żyję nie słyszałem lepiej ustawionego żeńskiego głosu. Siedziałem z rozdziawioną gębą. – Zrozumiałeś cokolwiek z tego co czytałam? – Yyyyyy, słucham?
Przed lanczem obejrzałem sobie radio od zaplecza. To dopiero jaja – Amerykanie przywieźli tu trzy puste kontenery na ryby. Takie normalne, od tira. Przywieźli puste, żeby się celnicy nie czepiali (co za absurd). Potem dowieźli dwa większe (ile to musiało kosztować…), w których przyjechał sprzęt i maszt antenowy – skręcana kratownica. Wyjęli radio w kawałkach z tych dużych i zanieśli do małych kontenerów – sprzęt, meble, ewryfink. Na końcu miejscowy stolarz porobił poprawki i przykryli wszystko daszkiem a na ścianach położyli sajding. Postawili nadajnik i heja.
#tgif. Czyli moi amerykańscy sąsiedzi z obozu dzisiaj piją. Ja jutro rano wstaję, bo mam od 8:00 zabawy w programowanie ramówki i przestawianie pracy studia emisyjnego na nowy tryb pracy. Koło południa szykuje się wycieczka do browaru. Niedaleko, jakieś 200 metrów. Ponoć robią piwo na bazie wody z Nilu…