s8634111148_b409726633_c

Poniedziałek – dzień zwałek. Meksykańska fala w żołądku nie pozwoliła mi usnąć do szóstej, więc kiedy w końcu usnąłem, obudziłem się po dziesiątej. W tej sytuacji dzień rozpoczęliśmy od lanczu.

Polaki sobie radzą na świecie, takoż radzimy sobie my. Przez większą część czasu jesteśmy odpowiednio „Sales Manager” (to kolega) oraz „Engineer” (to ja, w końcu ktoś człowieka docenił). Ale kiedy przychodzi pora lanczu, przewracamy nasze identyfikatory na drugą stronę, gdzie jest napis „Press”. Dziennikarze mają wjazd do press center, gdzie jest a) wi-fi b) koryto. Nie muszę dodawać – oba za darmo. Co trzeba zrobić, żeby dostać się do press roomu? Trzeba znać hasło klucz: „we’re covering NAB”. I to jak. Pierwsza tura schodzi rano – od 9:00 wydają część śniadaniową. Druga jest koło 12:00 i na tę się załapaliśmy. W tym roku jest na bogato – tortillas, sałatka ziemniaczana, pieczone warzywka, jabłuszko, ciasteczko. Do tego kawka z termosiku z taką namalowaną rusałką. Ta, w przeciwieństwie do hotelowej, ma konkretne przyłożenie, wypijam kubek i ręce mi się trzęsą do wieczora.

Kochany pamiętniczku. Dzień minął nam właściwie na przybijaniu piątek z wszystkimi, z którymi trzeba było przybić i poszukiwaniu tych, z którymi chcieliśmy. Nuda. Liczebność Polaków na NAB na razie 3,5: – my + Stirlitz Media (Czesław jednak jest w większości Holendrem).
Popołudniu rozwiązywaliśmy problemy polskich nadawców rękoma Hektora, który początkowo twierdził, że robię sobie z niego jaja. Wobec braku twardych kwitów na to, że coś jest nie tak po stronie softu, poddałem się. Zaskutkowało masażem z Polski trzy godziny później, kiedy to co rzekomo z Hektorem ponaprawialiśmy na emisji rozpełzło się do poprzedniego stanu. Więc znowu mnie obudzono w środku nocy. Ale przynajmniej miałem już twarde kwity na kolejną naradę.

Na wieczór nikt nas nie zaprosił, więc zaprosiliśmy się na all you can eat sushi za 25. Ufff.
Kolację zakończyła wizyta w miejscowym lidlu, gdzie zakupione zostały browary, oczywiście po uprzedniej kontroli dowodów osobistych. Wypiliśmy go pod „Bodyguarda” nadawanego w miejscowym telewizorze.

Ciąg dalszy zapewne nastąpi.