NAB Show zaczyna się od poniedziałku. Wystawcy i prasa przybywają dzień wcześniej. Ponieważ jesteśmy i przedstawicielami wystawców i prasą, przybyliśmy w sobotę. W sobotę centrum konferencyjne jest nieczynne, dlatego po pobudce zarządzono ewakuację. Ale o tym potem.
Tym razem mieszkamy w przybytku pod nazwą Blair House Suits. Nieco odstaje od tego, w którym zatrzymaliśmy się poprzednio. We Freemoncie, na starówie, mieszkaliśmy na jakimś 11 piętrze i mieliśmy piękny widok na ścianę sąsiedniego hotelu. Z niego darliśmy bezprzewodowy Internet bez opłat. Teraz net mamy wliczony w miejscówkę, ale też zmienił się widok. Z pierwszego piętra widać tylko plac z furgonetkami KLAS-TV Channel 8 „News Now”. Oraz konkretnej wielkości uplinki. Telewizja mieści się przy Channel 8 Drive, co daje pewne wyobrażenie o tym, skąd biorą się nazwy ulic w tym mieście. Otóż bynajmniej nie z dupy.
W cenie noclegu Blair Witch Project oferuje śniadanie. „Continental” – zapewniał koleś w recepcji. Nie dodał, z którego kontynentu. W piankowym talerzu i jednorazowymi sztućcami wsunąłem płatki z mlekiem, poprawiwszy bułką z tajemniczym białym towotem. Serek. Kawa lura z mlekiem, banan. Pora ruszyć w teren.
Na cel wzięliśmy sobie najpierw księgarnię Barnes & Noble, gdzie zakupiliśmy przewodnik. Pobieżna lektura wykazała, że to szanujące się wydawnictwo uległo presji i pozwoliło hotelom redagować zawartość. Tę część dnia zakończyliśmy topiąc smutki w zainstalowanym starbaksie, zyskując +10 do hipsterii. No i +10 za wizytę w B&N, naturalnie. Kolega nie zgodził się zostać hipsterem, więc zabralem jego punkty, mam razem +40.
Kolejne godziny upłynęły nam pod znakiem podróży po narodowym parku im. Doliny Ognia. Jak się łatwo domyślić, dominującym kolorem jest czerwony. Nie daję rady już pisać – zostawiam osiem obrazków, czyli 8000 słów w przeliczniku chińskim: