Dzisiaj dla odmiany śniła mi się katastrofa w ruchu powietrznym. Lotnisko w Świdniku miało tak krótki pas, że samoloty lądowały w hali przylotów. Wlatywały do niej i lądowały lotem liścia spadającego z drzewa. Jednemu się nie udało. Runął spod blachy falistej sufitu. Byłem na miejscu. W zwolnionym tempie obserwowałem jego dramat (o tym, że był to sen, świadczy dodatkowo fakt, że do Świdnika latał Emirates).
Wszyscy przeżyli katastrofę. Samolot spadł na nadmuchane materace.