Polska północno-wschodnia, posterunek policji w mieście powiatowym. Do dyżurnego zgłasza się zapłakana kobieta, w wieku ok. 30 lat. – Chyba padłam ofiarą oszustwa, sama nie wiem jak to nazwać – mówi. I przez łzy wyjaśnia: agencja eventowa, w której się zatrudniła, w ramach okresu próbnego zleciła jej wykonanie kilku przelewów, od kilku do kilkunastu tysięcy za każdym razem. – Powiedzieli, że nie dadzą mi dostępu do firmowego konta, bo jestem na okresie próbnym i muszę zrobić to z własnego. No i robiłam, tu mam wydruki z ostatnich trzech tygodni. – No ale dawali pani te pieniądze? – dopytuje policjant. – Tak, dawali. – Więc gdzie jest problem? – Dzisiaj rano bank mi zablokował konto. Powiedzieli, że jedno z tych kont, na które przelewałam było wykorzystywane do celów przestępczych i w związku z tym wydali do wszystkich banków, z których przychodziły pieniądze instrukcję, żeby do czasu wyjaśnienia zablokować konta, z których szły wpłaty. Pytałam w pracy – mówią, że to były legalne przelewy. W banku mówią, że nielegalne. – Ale pani bezpośrednio nikt nie oszukał, nie straciła pani swoich pieniędzy, prawda? – Nie. Tylko nikt mi nie chce powiedzieć ile potrwa taka sytuacja, a ja mam 50 złotych w kieszeni i to wszystko co mam. To gdzie miałam przyjść?

Ludzie pracujący za przysłowiową miskę ryżu i bojący się powiedzieć słowo w obawie o utratę pracy. Utytułowani DJ-e, którzy po zwolnieniu z dużej stacji grają w powiatowym radyjku za samą obietnicę zatrudnienia „niedługo”. Pracownicy wchodzący z właścicielami firm w dziwne dile, pożyczki do pierwszego, wiążący się z nimi nierozerwalną więzią zależności. Wobec nich gromada cwaniaków, która bez mrugnięcia okiem to wykorzystuje.