
„It must have been love” Roxette, że tak muzycznie zacznę przywitało mnie na tarasie śniadaniowym, zanim dopadł mnie znajomy taksiarz. Chyba mieszka w tej taksówce. Z jajecznicy na boczku przekręciłem się na tosty z dżymem, które dają radę z sokiem z maszyny. Tosty są mega – mega duże. Jak trzy nasze. Nie da się opanować jedną ręką. Tosty, których nie zjadłem, trafiają potem do …ale o tym potem.

Ranek bez niespodzianek – umówiłem się na dziewiątą z programującym obie stacje. Jest hardkorem, używa do programowania Worda. Pobił nawet naszych kolegów z Kampusa, którzy używali Excela. Cris rozpoczyna dzień od File > New. Potem otwiera sobie pliki z wczoraj i przynosi kartki ze studia. DJ-e skreślają zagrane piosenki, o ile nie zapomną. Potem zaczyna… wypisywać godzinę po godzinie, tytuł po tytule. Bo nie ma żadnego pliku z bazą. Zaczęliśmy przekopywać wszystko od początku, godzina zeszła zanim stało się oczywiste, że bez rysunków polegniemy. To specyficzne radio, jeżeli możemy tak powiedzieć. Cris zaczął od układania godziny szóstej. Nie mogłem zakumać jednego: po reklamach o 6:15 rozpoczyna się jakaś audycja od „drums, logos and old song”. W bazie systemu emisyjnego nie było ani drums, ani logos ani old song. Nie było jak wstawić tego w ramówkę, więc zasugerowałem, żeby wstawił sobie później. – Ale co? – No te drums i logos. – Ale ich nie ma w radiu. – Narysuj mi tu taki zegar całej godziny szóstej. Po kolejnych 15 minutach okazało się, że: drums to koleś, który gra na jakiejś dżembie, na żywo, otwiera sitko i bije. Logos robią sami, grają na jakimś flecie i śpiewają. A na końcu jest old song, której nie ma w bazie, bo grają z takiego winyla jak powyżej. Fak.

Za plecami Crisa znajduje się szafa, na której widok mi pociekło po brodzie. W środku pokaźny zestaw CD z serii HitDisc oraz GoldDisc. Było więcej, ale poprzedni muzyczny wziął i wyniósł do domu. Jestem w stanie go zrozumieć. Płyty kurzą się – ostatnią zamówili 2 lata temu, kiedy zdecydowali, że nie będą grali tak jak inni. Kategorie w schedulerze:
– Ugandan Music Currents
– Ugandan Music ReCurrents
– Ugandan Music Oldies
– East African Music
– South African Music
– Western Music.
Zapytałem ile „Western Music” grają. – Kiedyś sporo, ale teraz to tak ze dwie, trzy. – Na godzine? – Nie, na dyżur.
Odwiedziłem też znajomą serwerownię. Tam się zupełnie nic nie zmieniło. Serwer leży jak leżał, ale to jedyny serwer jaki znam, który leży dlatego, że inaczej by nie stał. Nie do zarżnięcia, najdłużej działający Windows 98 jakiego znam:
Popołudniu krótki seans z NewsBossem, z pewną ulgą, bo w międzyczasie wymyśliliśmy z kol. IT, jak odwzorować w NewsBossie pieczątki „PAID” używając XML. Nie lubię pytań, na które muszę odpowiadać „nie ma, nie da się”.
Zeszło się do wieczerzy. Jestem wzrokowcem, dopiero po zmroku zacząłem rozpoznawać ulice i orientować się gdzie mieszkam. Zauważyłem, że działa wciąż mordownia „Tawerna”, którą nawiedzaliśmy trzy lata temu w towarzystwie zapoznanej na miejscu koleżanki z PAH-u („Słyszę swojskie >kurwa<, panowie zapewne z Polski”). Pod sklepem RTV doleciał mnie swojki bit – „Return of the Mack”. Trzeba przyznać, że pasował też do obrazka.

Kulinarnie jestem zachowawczy – nie mam siły i ochoty wychodzić poza teren „Resortu”. Kolejnym punktem na mapie jest „Rock Garden Cafe”, gdzie namierzyłem interesującą potrawę. Ale jestem kutwą, więc nie dam im za ryż tyle, co za taksówkę do radia i z powrotem. Zamiast tego, bezpieczne danie, które poznaliśmy w Kenii – mianowicie burger. Burger był podwójny, w wydaniu „Club” – co oznacza, że pomiędzy połówkami tosta (tego ze śniadania) są: jajko smażone, bekon, pomidor i kawał kotleta wołowego. Żadna tektura, bliżej Jeszburgera niż Maca. I zawodowe frytki, na pewno nie z lodówki. W spożywczym nabyłem zaś tajemniczą fioletową Mirindę, ale o tym w następnym odCinku.
ann
16 listopada 2011 — 4:49 pm
Heh lubie cie czytac.
Chylu
17 listopada 2011 — 2:28 am
TostBurger challenge accept. Zrobię takie w domu.