Obczajacie to uczucie, kiedy w przypływie odwagi, z brawury albo głupoty nagle mówimy komuś co o nim myślimy. A potem „o kurwa” nie da się tego cofnąć. Znaczy, można przeprosić, ale z gęby już jedzie i jedną tubką pasty nie poprawisz.

Dokładnie ten sam problem mam z fejsem. Czytam posty, komentarze, kręcę głową z niedowierzaniem. Rysują mi się zupełnie nowe obrazy ludzi, których (wydawało mi się) przecież dobrze znam. Od tylu lat. Kręcę głową, moja bania nie mieści, bo jak pomieścić że ktoś może publicznie napisać o drugim człowieku, że „nie ma się nim co przejmować, to tylko takie ludzkie gówno”. Do kilku osób zacząłem odczuwać niechęć, do kilku znajomości wręcz wstyd mi się przyznać. Przestałem kupować w jednym sklepie. To jest straszne, bo gdybym nie miał tej wiedzy, to przecież moglibyśmy nadal normalnie rozmawiać, żyjąc sobie w każdy w swojej miłej kolorowej bańce własnych przekonań. Ale mleczko rozlane, jak się okazuje tolerancja na tę laktozę to jednak mit.

Zostają rozmowy o pogodzie. Cześć, cześć.