Zrobił mi dziś dzień młodzieniec, który łapał stopa w Kozłówce. Machał prawie z takim przekonaniem, jak ten typ w „Zmiennikach” (odcinek „Safari”). No i robił to widząc mnie z pół kilometra. Jak już się skończyłem śmiać, to się zatrzymałem.
A tu się śmiać nie ma z czego. Poważna sprawa – amigo zaspał na autobus, była 7:34 a o ósmej próba poloneza z okazji nadchodzącej na Szopena studniówki (przy okazji: jest tam technikum informatyczne, WTF). Już się miałem zacząć zastanawiać, że może on tego pajacyka pod przystankiem robił po prostu dlatego, że w dzieciństwie ktoś uderzył go w głowę przypadkiem, czy coś… ale wyznał, że naprawdę chodzi o koleżankę. Która go zaprosiła. Z klasy wyżej, więc sam rozumiesz. No jak koleżanka, to jasne; komandorze Strajker, prędkość warp cztery.
Zdążył. Pewnie jeszcze i cebularza wcisnął. Chociaż… nie – bo koleżanka.
Pamiętajcie: zaangażowanie.