Za każdym razem lądujemy coraz dalej od centrum Las Vegas i coraz bardziej jesteśmy z tego zadowoleni. Wprawdzie zamieszkiwanie w domku na przedmieściach oznacza, że trzeba wcześniej wstać, ale za to nie ma kasyn, nie ma hałasu, a po drodze można zajechać na zakupy do latynoskiej Biedronki. No, ale ja nie o tym. NAB 2017.
Tym razem podróż odbyliśmy z narodowym przewoźnikiem, który w kwietniu uruchomił połączenia z Warszawy do Los Angeles.
Więcej na ten temat znajdą Państwo w portalu gazeta.pl. Znajduje się tam również schemat rozkładania siedzeń w dreamlinerze i zdjęcie autora tej wstrząsającej publikacji w przyniesionych z domu słuchawkach. Po lekturze zrodzi się zapewne w głowie pytanie, na które spieszę z odpowiedzią. Zgodnie z tym, co napisał w portalu Pan Jakub, kolega siedzący po lewej istotnie dostał sałatkę krabową na plasterku ogórka. Ja – jakąś wypraskę z tofu i cieciorki (ale sam jestem sobie winien).
Z „Miasta Aniołów” przenieśmy się jednak do „Miasta Grzechu”. Vegas – jak to Vegas. Turyści, korki. Jeden kasynohotel budują, inny wyburzają. Jedni wygrywają – inni budzą się o świcie z ręką w zupce chińskiej i pustym portfelem; potem wstają od automatu i wracają do hotelu. Podobnie jest z wystawiającymi się na NAB. Czy coś mnie zadziwiło? Tak, z całą pewnością gigantyczny kompleks elektrowni słonecznych na pustyni. 120 megawatów pozyskiwane ze słonka i magazynowane na kolejne 10 godzin. Czytałem o tym tylko, a zdjęcia satelitarne nie oddają jednak skali. Mojej ekscytacji nie podziela tylko miejscowe ptactwo (przelot nad tym obszarem grozi zgęszczeniem białka w organizmie) jak również piloci, zakładający na czas lądowania okulary spawalnicze. Na załączonym fragmencie zdjęcia wystający z ziemi fragment elektrowni.
Wizytę na NAB zasadniczym rozpoczęliśmy tradycyjnie w niedzielę, kiedy wpuszczają tylko zaufanych (czyli nas), a poza tym w całym obiekcie panuje tam chaos i kosmos. W halach wystawienniczych nie ma jeszcze dywanów, a wystawcy próbują złożyć do kupy swoje stoiska. Nie zawsze idzie zgodnie z planem – niektórzy muszą dopasować swój mały europejski monitorek do wielkiego uchwytu na monitorzysko, udostępnionego przez organizatora (w USA, jak wiemy, wszystko jest większe). Pomocny okazuje się zakład z szyldem „mechanika pojazdowa”, gdzie finalnie uchwyt zostaje dopasowany do monitora przy pomocy szlifierki kątowej. To jest punk, to są emocje.
W tym roku postanowiliśmy taktycznie zignorować pierwszy oficjalny dzień imprezy, żeby nie przeciskać się przez tłum i nie czekać w kolejce na możliwość pomacania diwajsów. Ale nie poszliśmy do kasyna, tylko zużyliśmy nasze wejściówki na różne panele i prezentacje. Kolega ma lepiej, bo lubi obrazki ruchome, więc raczej się nie nudził. Ja – snułem się po korytarzach licząc, że trafi się może coś o radiu. Po ściągnięciu aplikacji i wpisaniu w wyszukiwarkę słowa „radio” czekała mnie jednak niespodzianka. Otrzymałem tylko listę wystawców, którzy są związani z branżą radiową oraz dwa (słownie: 2) „seanse”, których opis wskazywałby na radiowe powinowactwo.
Okazało się, że były to spotkania dotyczące przyszłości … deski rozdzielczej w samochodzie. Sponsorowane przez jednego z producentów samochodów spotkania poświęcone były problemowi, nad którym – przyznam szczerze – nie zastanawiałem się do tej pory. Chodzi o tzw. pojazdy autonomiczne. Na razie ten temat dociera do nas w postaci sensacyjnych doniesień o tym, że samochód Google spowodował zagrożenie, że Apple myśli nad własnym pojazdem, że jakiś nieszczęśnik jadący teslą na autopilocie zakończył swój ziemski przebyt pod przyczepą ciągnika (bo kamera obserwująca drogę nie odróżniła go od otoczenia i nawet nie próbowała wcisnąć hamulca). Na razie pojazdy autonomiczne to zaledwie „fanaberia dla bogatych”. Przypomnijmy sobie jednak, co jeszcze nie tak dawno mówiliśmy o smartfonach. Coś musi być na rzeczy. Tak więc dyskutowano i gdybano: jeżeli już samochód będzie sam się prowadził, to ex-kierowca będzie mógł oddać się dowolnemu zajęciu, angażującemu dowolną ilość zmysłów. Czy radio wciąż będzie dla niego atrakcyjne, jeżeli będzie miał do dyspozycji filmy, gry albo ekstra drzemkę? Konkluzję tej debaty można zamknąć w przysłowiu o tym, że jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. A więc, im wcześniej zaczniesz przygotowywać swoją stację na tę rewolucję, tym bliżej słuchacza będziesz, kiedy już będzie przekręcał się z boku na bok w swoim samochodzie (hmm… czyli dopiero wtedy to dopiero będzie samo-chód, muszę to zapisać).
Czy USA przygotowują się na audiowizualną rewolucję? Spore zdziwienie, jeżeli nie największe. O ile dwa miesiące temu na Radio Days Europe w Amsterdamie wszyscy „żyli” poszerzaniem zasięgu stacji o nowe nieznane światy, o tyle po NAB odniosłem wrażenie, że nadawcy radiowi tam są święcie przekonani, że Internet nie jest im w radiu potrzebny, kamery to zbędne bajery (dostawcy takich systemów wyłącznie europejscy), poza tym wszyscy słuchają radia (ich). A radio będzie zawsze, no bo jak by go miało nie być, heloł. Z jednej strony – imponująca wiara w radio. Z drugiej – jednak dziwi ta beztroska. Ale wystarczy wejść na dowolną stronę komercyjnej (sieciowej) stacji w USA, żeby dopuścić do siebie myśl, że może czas stanął w miejscu.
Co jest „hot”, a co już „not”? Szał na drony ustąpił szałowi na kamery 360 stopni. To popularny prezent na komunię gdzieś tak w 2020 roku. A na poważnie: to kolejny gadżet, który ma szansę jeszcze bardziej zaburzyć trochę nasze nudne, liniowe postrzeganie mediów. Mierzyć się z nim będziemy także w radiu. I to głównie mentalnie. Bo tutaj najczęściej pojawiające się pytanie brzmiało: „a jak zrobić, żeby kamera automatycznie pokazała tego, kto aktualnie mówi do mikrofonu?”. I następujący po nim wyraz zdumienia na twarzy w chwili, kiedy pada odpowiedź: „nie da się bez przerwy mówić widzowi, w którą stronę ma odwrócić głowę”. Jak w życiu… Kręci głównie myszką po ekranie, bo choć na wielu stoiskach leżały okulary do rozszerzonej rzeczywistości, to zainteresowanie było mniej niż średnie. Odwrotnie niż na targach branży porno – tam VR w połączeniu z kamerami 360 to temat, który sprawia, że wszyscy są „horny”. Ale to temat na zupełnie inną okazję…
(Tekst ukazał się w numerze 740 RadioNewsLettera)