Parking pod Biedrą w Zamościu. Podchodzi do mnie typ – widać, że kontakt z mydłem to tak średnio, oko zaklejone plastrem, wydziarany na karku, ale nie pijany.– Pan wspomoże może parę złotych. Nie na wódkę, na jedzenie. Albo może mi pan ziemniaki kupić na przykład. Dwa kilo ziemniaków bym miał na obiad. Tłumaczę, że sorry ale czekam tu na kolegę, kolega ma flotę a ja tylko dysponuję flotą pojazdów sztuk jeden. Typ odchodzi. Zostawiam opuszczone szyby, wracam do lektury i słyszę z drugiego końca parkingu: – Zdzisiek, z drugiej strony idź, jakiś wjechał właśnie. Zerkam spode łba na mojego miłośnika ziemniaków. Gestykuluje: nie, nie, zamknij ryj, bo tutaj faceta mam ale szyby ma opuszczone, stul ryj! Chwilę potem słyszę z oddali tego drugiego, jak prosi jakąś panią: „…A może ziemniaki, dwa kilo na obiad?”
Tak więc Drodzy, jeżeli mieszkacie w Zamościu i jutro rano zadzwoni domofon z hasłem „ziemniaki potrzeba?”, to wiedzcie, że świeżo kopane.
10 lipca 2016