Nie mogę dojść do siebie.

Wiecie, że mam jednoznaczne poglądy w tej dziedzinie: chodzę i pieprzę Wam za uszami, żebyście tankowali u swoich i zostawiali podatki w swojej gminie. Żebyście nie dymali swego kraju na kase, bo tak robią tylko gównojady.
Otóż, okazało się, że taki ch.. jak słonia nos.

Wiadomość dostałem. Między wierszami deklaracji rocznej PIT. „Drogi podatniku, w dupie mamy to, że twoje jednoosobowe przedsiębiorstwo przynosi z roku na rok coraz większe wpływy. W dupie głęboko, naprawdę bardzo głęboko, mamy to, że rozliczasz się liniówką i nie pytasz, tylko oddajesz te 19zł ze stu. Jak ten frajer nie wliczyłeś do kosztów uzyskania przychodu zakupu grzałki do bojlera, klapy do kibla i obiadu, co go zjadłeś na wakacjach. Widzisz, byłoby w sam raz na 90,50 należnego podatku do odliczenia. Ale że jesteś naiwny jak dziecko i ośmieliłeś się zarobić 90 zł i 50 gr za dużo, postanowiliśmy Ci zabrać przysługujące ci ulgi i odliczenia. Może to cię czegoś nauczy, lamusie. Z pozdrowieniami i fakju wery macz, Skarb Państwa”.

Naprawdę, dawno nie czułem się tak zdemotywowany.
Po prostu wszystkiego mi się nagle odechciało.