Byłem na kursie na motorniczego tramwaju. Dostałem jakiegoś kanciastego rzęcha, który wypadł mi z torów na Fabrycznej (w Lublinie) i musiałem go ściągnąć na bok, do Dywanolandu przy Łęczyńskiej. Najtrudniej było potem ruszyć, ale był taki guziczek, że się ruszało na gumowych kółeczkach, potem przeba było podnieść tramwaj jak się najeżdżało na tory (jak u Flinststone”ów) i opuszczało się właściwe kółka. Dobra ta nowa poduszka z Lidla.