O szóstej, kiedy kolekcjonowałem drewno na rozpałkę, usłyszałem dzwony z nieodległego kościoła. Melodyjne „bim-ber” wprowadziło spokój w mę skołatanę duszę. Doszedłem do wniosku, że nie ma się co przejmować ostatnim naborem do radia, tylko zaakceptować, że jesteśmy już gatunkiem na wymarciu. W tym kościele już od prawie 10 lat dzwoni komputer.