Próbuję sobie przypomnieć wszystkie akcje, które z Grześkiem robiliśmy, i wychodzi mi, że zaczęło się od wygłupów z timexem i wkręcaniem sąsiadów mikronadajnikiem TV. Potem objeżdżalismy okolice rowerem z deskorolką – znaczy on kręcił, a ja zapięty do roweru na kilkumetowej lince surfowałem na ruskiej deskorolce. Potem było składanie dużego fiata z jakiegoś szrotu i silnika od mirafiori. A jak już jeździł to po nocy budziliśmy jakichś ludzi, żeby dali czajnik gorącej wody, bo parownik od LPG zamarzł w szczerym polu. Z Grześkiem zrobiliśmy też jednego dnia 220 km rowerami, jak musiałem pilnie dostarczyć ważny list nad jez. Białe. Namawiałem go niedawno na powtórkę tej akcji, ale będę musiał pojechać sam. Pożegnamy się jutro w Rudnie, o 12:00.