Polecono mi obejrzeć film „The boat that rocked” (to ten sam, który w USA krąży pod nazwą „Pirate radio”). Dostałem go kiedyś na DVD, ale… po pierwsze nie zaryzykowałem seansu, bo okładka sugerowała, że to „Love actually” – tylko takie w radiu (a jak chcę coś takiego obejrzeć, to włączam sobie „Listy do M.”). No a po drugie nie chciałem, żeby Radio Caroline, którego czasem słucham, kojarzyło mi się z przygłupim filmem (bo sam pomysł na film został oparty o fenomen Caroline i paru innych stacji nadających ze statków ulokowanych na wodach poza terytorium UK – stąd określenie „pirackie” radio się wzięło). No a po trzecie, to DVD mam tylko w komputerze. Że kolega polecał: „to wcale nie jest komedia romantyczna, obejrz”, to postanowiłem dać szasnę i obejrzeć go ze Sieci.
Pamiętając, że w Polsce ten film był wyświetlany jako „Radio na fali” („Dirty Dancing”), odnalazłem go na jakimś CDA. Znowu – niefart po całości. Okazało się, że pod tym tytułem jest tam wrzucony film, który jest tym filmem, ale ma zupełnie inny tytuł. W sensie: na stronie jest inny tytuł, a w filmie filmie jest inny. Obraz – niestety – z obligatoryjnym lektorem. Wprowadzenie do filmu zawiera kilka detali dotyczących idei pirackiego radia na Wyspach, co uważam za kluczowe dla wprowadzenia widza w klimat. Przetłumaczone po łebkach, ale zacisnąłem zęby, w końcu wiem o co chodzi w pirackim radiu, jakoś to przeboleję. Pyk, na ekran wjeżdża napis „The boat that rocked”. Lektor tłumaczy: „Radio łódź”.
No to wyłączyłem, bo przecież w Radiu łódź parę razy byłem, wiem jak to się kończy.