Pies szczeka, więc wyglądam przez okno. Jakaś czarna landryna na obcych numerach. To pewnie ktoś znowu przyjechał pytać o tego saaba w krzakach. Wychodzę. Niespodzianka, kolega przyjechał.
Miałem mieć dzisiaj mnóstwo roboty, ale po czterech godzinach okazało się, że nie była taka pilna. Ostatnim razem kolega był u mnie osiem lat temu. Wtedy też się nie zaanonsował. Po prostu zajechał, żeby zobaczyć czy jestem.
Ogromnie się cieszę, że są jeszcze tacy ludzie.