Pamiętam pralkę „Franię” z puszki po (chyba) herbacie. Wirnik napędzała korbka, połączona z nim gumowym wężykiem – takim z rowerowego wentylka, który kupowało się w składnicy harcerskiej albo w sklepie AGD. Pamiętam też samochód-żuraw ze sklejki. Koła miał z drewnianych szpulek od nici. No i tę magiczną strzałkę, która niepostrzeżenie zmieniała kolory. Sporo patentów podpatrzonych, a największy z nich ten, że prawie wszystko można gdzieś użyć inaczej – tylko trzeba trochę wyobraźni. Mam wrażenie, że wszyscy mieliśmy jej wtedy dużo, dużo więcej.”
19 lipca 2019