Niewątpliwie pozytywnym aspektem „lockdownu” było to, że poznałem nowego fryzjera. Holender z pochodzenia, ale ma rodzinę w Polsce (dziadek się tu sprowadził w 1922 roku, w Warszawie produkował żarówki). Dokładny i akuratny na tyle na ile mu pozwolę. Przyjmuje w domu, o każdej porze, również w niedzielę i święta. Jedyne, czego Philip S. nie robi, to nie plotkuje.