łukasz wyznał mi wczoraj, że lubi poczytać o tym, co mnie spotyka w pociągach, ale dzisiaj się niestety rozczaruje. Dzisiaj wracam jakby luksusowo. Sam jestem w przedziale. Nie powiem, przechodziły nawet jakieś dziewczęta, ale nie ryzykowały towarzystwa. Widać, znać po mnie, iż mnie buty bolą tak, że szkoda gadać.
Przeprowadziłem za to blisko godzinną telekonferencję, żeby sprawdzić czy muszę szukać kibelka. Nie muszę, mam jeszcze 90% baterii. Tak więc zegar tyka, a pustka w przedziale nieco mnie zaczyna niepokoić. Buty mnie tak bolą po minionych dwóch dniach, że nie chce mi się wstawać. Ale będę musiał. Bo lęk to jest to, co człowieka motywuje najbardziej. A lękam się. Najwięcej tego, że zmrużę oczy w tutej tym przedziale siódmym jeszcze przed łukowem. A przedział wybrałem losowo, zajęty gadaniem, i nie wiem jakie mi miejsce przydzielono i w którym wagonie. A znając moje szczęście, to jak tylko oczy zmrużę, to na bank w chwilę potem stuknie mnie w ramię konduktor i powie „ej, gościu, proszę pana, końcowy, wysiadamy”. Lękam się, bo przecież nie znam się na topografii Terespola.