Lubię sobie czasem popisać. Zawsze lubiłem słowa, lubię historyjki. Czasem mnie doleci, że powinienem książkę napisać, hajs na tym kosić i takie tam kurtuazyjne bzdety. Kiwam głową, że tak, świetnie ale o czym ta książka niby. Ani ze mnie Margit Sandemo ani Kapuściński. I dwa dni później dostaję coś do napisania. I piszę. I okazuje się, że ekstaza, że dokładnie o to chodziło, kurde ty to umiesz pisać. I pada sakramentalne: „no to weź wystaw mi za to fakturę wystaw „. I wtedy pustka w głowie. I paraliż. I okazuje się, że jednak nie umiem pisać.
14 czerwca 2017