Wiem, że część z Was jeździ rowerem / hulajnogą / na rolkach bez kasku. Też kiedyś uważałem to za wieśniackie, ale w końcu na odczepnego kupiłem sobie w hipermarkecie taki wieśniacki kask za 40 zł.
Wczoraj po tomografii usłyszałem, że wprawdzie przez parę tygodni mogę spokojnie być dublerem Frankensteina, ale mam spore szczęście. Pęknięcia czaszki się zrosną, nos da się przestawić z powrotem na jego miejsce i widzę na oboje oczu. Gdybym zaś jechał bez kasku, to byłaby to dla Was świetna okazja by wpisać w komentarzu apostrof w nawiasach kwadratowych.
Mało jeździcie i na krótki dystans pewnie. Dla mnie też to była droga, którą jechałem wiele razy. Nie spieszyłem się. Nikt mnie nie potrącił. Nagle wystąpiła sekwencja zdarzeń, której nigdy bym nie przewidział. Sekundę później do góry kołami leciałem na asfalt. Z barku na kask, potem na twarz.
Zrobicie z tą opowieścią co chcecie.